No cześć. Więc tak:
Szłam se wesolutka przez lasek, a tu nagle, BUM! Wpadłam do bagna.
No to wkurzona, że swe piękniutkie futerko ubrudziłam. A tyle się je myje. -.-' patrzęsie i patrzę, szukam pomocy. Nic. No to wyję:
- Auuuuuuu!!!!- nic. No to czekam i szczekam (Tak, wychował mnie czlowiek. I co z tego!?). Nagle biegnie... SMUTNA wilczyca. Bardzo ładna. Ale ten smutkek wszystko psuje... Pyta się jakby nigdy nic:
- Ymmm. Pomóc?- już solidnie wkurzona krzyczę i się wydzieram:
- A czy wyglądam, jakbym noe potrzebowała pomocy!?- wilczyca westchnęła, pobiegła w las.
- HEJ!!!! Przepraszam, no!- krzyczę. No to super. -.- Poszła se. Ale nagle przedemną ląduje patyk. Krzyczę ze strachu. Nagle wychodzi zza krzaków... Ta wilczyca! Aż puściłam się łapami krawędzi bagna i wpadłam jeszcze głębiej. No super! Teraz to wilczyca się śmieje!
- Dobra, dobra. Wyciągaj mnie już!- wilczyca dała mi jeden koniec patyka. Po chwili ptrzepywałam się z błota. Przedstawiłam się:
- Oki. Jestem Ronnie. Zabierzesz mnie do jakiegoś jeziorka! Umyć si muszę...
- Akurat porzucam watahę, więc mogę Cię tam zaprowadzić. Może chcesz spróbować na Stanowisko Alfy?- zapytała się. Pomyślałam. W sumie... Czemu nie!
-Oki! - nowoec poszłyśmy i idziemy. W watasze mnie przywitali, pokazali mi źródełko, a gdy wyszłam z kąpieli... Łał! Ale ciacho mi się ukazało!podszedł do mnie i zagaił:
- No cześć, słodka. Jestem Dan, a ty?- zarumieniłam się odgaiłam:
- No chej Danielku, jestem Ronnie. Idziemy połazid? Może mnie oprowadzisz?- przechyliłam pyszczek.
- Jasne!
Dan, dokończysz?