- Skąd jesteś, Gen?
- Z watahy Sounisa.
- Nie znam gościa - Jackie uśmiechnęła się.
- A ty?
- Ja pochodzę z miejsca, które uważam za najgorsze, jakie może być.
- To znaczy?
- Z hodowli.
- Co to?
- Ludzie hodują naszych oswojonych pobratymców i sprzedają ich. Ja tak nie skończyłam, bo się nie nadawałam.
- Czemu niby? - Jackie wydawało się, że wyczuła w jego głosie oburzenie.. ale chyba jej się tylko wydawało.
- No cóż, nie jestem czystej krwi.
- Naprawdę?
- Tak. To uratowało mi życie... a raczej moją wolność. - mruknęła Jackie. Żałowała, że nie ugryzła się w język. Życie nauczyło ją już, jak kończy się zwierzanie obcym.. Tylko teoretycznie to Gen nie był już dla niej obcy. - A co z tobą? Czemu nie jesteś już w watasze Sounisa?
- Zdrada. Jestem złodziejem i pozbawiłem króla cennej rzeczy. - powiedział z szelmowskim uśmiechem.
- Złodziejem? - Jackie nie kryła zdumienia. Gen wydawał się jej porządnym wilkiem.. Ale, jak wiadomo, nie należy osądzać po zawodzie.
- I to najlepszym, więc pilnuj swoich rzeczy. - jego uśmiech stał się łajdacki.
- Nie radziłabym. - powiedziała Jackie, również uśmiechając się.
- Niestety nic na to nie poradzisz..
- Oj, to się zdziwisz. Idziemy się przejść?
<dokończysz, Gen??>
.gif?779456162)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz