sobota, 16 lutego 2013

Od Sol (konkurs)

Przed zachodem słońca postanowiłam zwiedzić okolicę. Spodobało mi się w watasze i na razie nie było żadnych ataków ze strony moich wrogów.
Pożegnałam innych, którzy znajdowali się w pobliżu i ruszyłam przed siebie. Niedługo doszłam do lasu. Postanowiłam tam odpocząć i zapadłam w krótką drzemkę.

Gdy się obudziłam srebrzysty księżyc wisiał na niebie i spoglądał na las. Ziewając, przeciągnęłam się. Drzemając spędziłam chyba dwie godziny... Postanowiłam jeszcze trochę pospacerować. W końcu nie jest jeszcze tak późno, a ja jestem wyspana. Ruszyłam dalej w głąb lasu. Nagle przede mną mignął jakis kształt. Łoś? Jeleń? Nieee... Raczej nie... Zaciekawiona ruszyłam w ślad za... tym czymś. Po chwili wpadłam na jego trop i dokładniej mogłam się przyjrzeć istocie przed czymś uciekającej. Gnała bardzo szybko. Człowiek? Tak, chyba tak. Dziewczyna. Miała długie, srebrzysto-blond włosy, które spadały do pasa. Nosiła brudną, białą sukienkę, która rozwiewała się przez bieg i wiatr. Nagle przewróciła się o wystający korzeń, więc miałam dobrą chwilę, by ją dogonić. Nie zastanawiałam się nad tym, że to może być niebezpieczne. Skoczyłam na nią, ale delikatnie, by nie zrobić jej krzywdy. Dziewczyna krzyknęła z przerażenia. Gdy popatrzyła na mnie, oczy jej się rozszerzyły.
- Uciekaj! Oni tu są! Chcą magii! Chcą mnie i jak zobaczą to będą chcieli dorwać też ciebie! - powiedziała głosem poważnym, lecz nie strachliwym.
- Jacy "oni"? O czym ty mówisz? - zapytałam. Och! No tak! Ludzie, przecież nie rozumieją wilków. Co ja właściwie wyprawiam!?
- To poprostu niebezpieczni Łowcy Magii. Odejdź, głupia wilczyco! - odpowiedziała. Już chciałam jej coś wygarnąć i już otwierałam pyszczek, ale nagle zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy i obrazy na mnie odeszły w niepamięć.
- Too... ty... mnie rozumiesz? - zapytałam zdziwiona.
- Tak. Dlaczego Łowcy Magii ścigają mnie?
Pytanie było retoryczne, więc nie odpowiadałam. Myśli kłębiły mi się w głowie. Miałam o coś jeszcze zapytać, ale dziewczyna wyrwała się z mojego lekkiego uścisku i zawoławszy jeszcze raz "uciekaj!", pobiegła dalej. To było... dziwne. Idę sobie na spacer i oto spotykam dziwną dziewczynę, która gada mi o jakiś "Łowcach Magii". Pokręciłam głową, jakby ten gest mógł strzepnąc wszystkie myśli kłębiące się w mojej głowie. Popatrzyłam jeszcze w ślad za tajemniczą dziewczyną.
Poszłam w drugą stronę. Byłam zmęczona pościgiem, a nie za bardzo wierzyłam w tych całych łowców. Miałam taką małą iskierkę chęci zobaczenia tej dziewczyny jeszcze raz.
Po kilku minutach dotarłam gdzieś w miejsce, które wydawało mi się bezpiecznym, więc tam zasnęłam w płytki i niespokojny sen. Wataha raczej nie przejmie się moją nieobecnością...

Obudziły mnie dziwne szmery i trzaski. Nastawiłam uszy i zaczęłam nasłuchiwać. Była głęboka noc, sądząc po pozycji księżyca. Usłyszałam kroki i przytłumione głosy.
- Nie ma sensu jej szukać. Ta diablica uciekła. Szukamy jej już dwie godziny! Wracajmy - rzekł jeden głos.
- Ona jest cennym źródłem magii, nie możemy tak zaprzestać poszukiwań - odezwał się głos drugi, basowy.
- Ale jest środek nocy! Ona biega szybko i potrafi znikać z oczu! Jak chcesz to jej sobie szukaj. Ale ja Jaxom idę do domu - powiedział głos pierwszy.
- Merinda! Czekaj! - odpowiedział bas.
Nagle sobie zdałam sprawę, że ta tajemnicza dziewczyna mówiła prawdę. Właśnie usłyszałam krótką rozmowę Łowców Magii. Zbliżali się do mnie...
- Jaxom! Tu jest jakaś magiczna wilczyca! Nie jest to wielkie źródło magii, ale zawsze coś! - powiedziała kobieta, a po chwili wyszedł Jaxom. Uśmiechnęli się do mnie szyderczo i ruszyli w moim kierunku. Natychmiast zaczęłam uciekać.
- Uciekaj, uciekaj - mówił jakiś głos z nikąd. Był delikatny i cichy, dochądzący z okolic mojej głowy. Przypominał mi głos tej dziewczyny, która wcześniej też uciekała. Te słowa dodały mi w jakiś sposób siły i po chwili zgubiłam łowców. Niestety ja zgubiłam się też. Był środek nocy, a ja nie wiedziałam gdzie iść.

Po kilku minutach spokojnego marszu oddech mi się uspokoił. Przede mną coś połyskiwało srebrzyście. Zaciekawiona ruszyłam w tamtym kierunku. To była srebrna ścieżka. Po obu jej stronach rosły bardzo stare drzewa. Ich gałęzie niebezpiecznie przechylały się na ścieżkę. Było mrocznie i przerażająco. Lubię takie klimaty i nie boję się ciemności, ale ciarki przeszły mi po plecach. Szłam dalej tą ścieżką. Po chwili przede mną rozciągała się masywna sylwetka zamku. Wyglądał na stary i opuszczony. Nie miał okien, bo wszystkie były powybijane. Tylko jedno z nich było całe i paliło się tam światło. Przez moją ciekawość ruszyłam w kierunku zamczyska. Gdy weszłam do środka, poczułam odór starości. Na ścianach wisiały stare herby rycerskie. Niektóre były zardzewiałe, inne popękane... Weszłam po schodach na górę. Na ścianie przede mną wisiała tablica, na ktorej było napisane "Stare Ahmerrad". Coś mi to mówiło... Ach tak! Tu niedaleko znajduje się mała miejscowość Ahmerrad. Tylko, że ona nosi doładnie nazwę "Nowe Ahmerrad". Widocznie się przenieśli, pomyślałam. Ruszyłam potem w kierunku, gdzie wydawało mi się jest okno, które jako jedyne było całe. Nie trwało to długo, bo po chwili ujrzałam drzwi, których dziurka od klucza przepuszczała światło. Nie zdążyłam tam wejść, bo po chwili drzwi się otworzyły i wyszła Czarna Dama. Miała bardzo długą, ciągnącą sie po ziemi renesansową suknię, która była czarna jak węgiel i miała pełno ozdobnych koronek. Skóra damy była blada. Włosy miała równie czarne jak suknię i uwiązane w kok. Jej twarz wyrażała smutny żal. Popatrzyła na mnie.
- Idź stąd! - ryknęła głosem, którego nie spodziewałam się usłyszeć od tak drobnej osóbki. - Pozwól zatopić się w mojej rozpaczy! - Jej oczy płonęły nieokreślonym blaskiem, a wzrok zdawał się przeszywać na wylot. Ten widok tak mnie przeraził, że od razu bez zastanowienia rzuciłam się do wyjścia. Znowu zmusiłam moje łapy do morderczego biegu.
Wykończona przystanęłam przed małym jeziorkiem i zaczęłam zachłannie pić wodę. To nieprawdopodobne ile może się wydarzyć jednej nocy! Wszystko przepełnione tajemniczością!
- Coś czuję, że wydarzenia tej nocy nie dadzą mi spokoju - powiedziałam sama do siebie.
- A co się stało, Sol? - zapytał ktoś. Rozejrzałam się dookoła za źródłem głosu. Ujrzałam małego skrzata. Rozpoznałam w nim mojego starego przyjaciela z dzieciństwa, który pomógł mi uciec z niewoli i nędzy. Później musieliśmy się rozstać, ale spotykaliśmy się co kilka miesięcy.
- Soreth! Jak miło cię widzieć! Dzisiaj w nocy spotykałam różne dziwne i tajemnicze zjawiska...
- Opowiedź coś więcej - zachęcił przyjaźnie. Opowiedziałam mu o wydarzeniach dzisiejszej nocy. Starałam się nie pominąć żadnego ważnego szczegółu. Soreth słuchał z uważną miną.
- Stare Ahmerrad! - przerwał, gdy opowiadałam o zamku. - Przecież ono nie istnieje! - Gdybym była człowiekiem, moja twarz zrobiłaby się kredowo biała.
- Jjjjak to... nieistnieje? - zapytałam niedowierzając.
- To stara legenda, o wdowie, która popadła w rozpacz po zmarłym mężu, który był panem Starego Ahmerrad. Po śmierci tułała się po Starym Ahmerrad i straszyła odwiedzających. Cierpiała nawet po śmierci. A Nowe Ahmerrad, nazywa się nowe, by nie kojarzyło się z tą straszną legendą. Dobra. Są pogłoski, że istnieje Stare Ahmerrad, ale to tylko pogłoski. Nikt nigdy tam nie dotarł.
- Legendy i pogłoski, powiadasz? - zapytałam i powiedziałam o czarnej damie, ktorą spotkałam. Skrzat niedowierzał własnym uszom. Bo oto straszna legenda i pogłoski stały się prawdą... Jak skończyłam Soreth siedział w milczeniu i zastanawiał się nad czymś. - Nad czym tak myślisz? - zapytałam niecierpliwie.
- Nieważne - odpowiedział wymijająco. - Będę musiał jakoś przekazać, że Stare Ahmerrad istnieje i tam prawdopodobnie ukrywa się zabójczyni.
- Jaka zabójczyni?! Czemu to wszystko robi się takie zawikłane!?
Soreth pokrótce opowiedział, że niedawno popełniono zbrodnię i sprawcą jest kobieta. On myśli, że ona ukryła się w Starym Ahmerrad i udaje Czarną Wdowę.
- Bo niby dlaczego duch miałby zapalać światło i otwierać drzwi? Podobno ta kobieta-zabójczyni jest dobrą aktorką - powiedział. Zaczynałam rozumieć całą historię zamku. Dobra. Jedna "zagadka" się rozwiązała. Ale co z tą tajemniczą dziewczyną?
Jeszcze trochę rozmawiałam z Sorethem, który również nic nie wiedział o tej uciekającej dziewczynie. Wiedział tylko, że Łowcy Magii istnieją naprawdę. Tylko, że tyle to ja sama wiedziałam. Później pożegnałam się ze skrzaten i poszłam spać. Dzięki podpowiedziom Soretha, wiedziałam jak trafić z powrotem do watahy.

Obudziłam się nad ranem. Byłam bardzo zmęczona po wydarzeniach poprzedniej nocy. Upolowałam jakieś zwierzę i powróciłam do watahy. Nie mówiłam nic o moich zdarzeniach w nocy, choć wszyscy byli ciekawi co się ze mną stało. Nadal nie wiedziałam kim była ta dziewczyna. Czułam, że jeszcze kiedyś ją spotkam. Intuicja podpowiadała mi, że nikt z watasze też nic o niej nie wie, bo nikt nie interesował się ludzkim światem. Dlatego postanowiłam nic nie mówić. Jeszcze zobaczymy jak sprawy dalej się potoczą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz