piątek, 8 lutego 2013

Od Jackie

Jackie ruszyła do swojej jaskini. Muza była tuż za nią, ale po chwili skręciła w swoją stronę. Stwierdziła, że nie ma ochoty iść spać. Noc była zbyt młoda i piękna.. Jackie nie miała w zwyczaju chodzić spać przed północą. Pomyślała, że odwiedzi Groma, ale szybko zrezygnowała z tego zamiaru; nie chciało jej się iść kilka kilometrów. Doszłaby tam dopiero rankiem. Ruszyła więc przez las, by znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie. Mogłaby zapolować, ale mordowanie bez powodu nie było w jej stylu.. Wilczyca ziewnęła i potruchtała powoli w kierunku tajemniczego lasu. Po chwili wkroczyła do wspomnianej puszczy i spowiły ją ciemności. Drzewa nie przepuszczały już w ogóle światła, a do uszu Jackie dobiegały dziwne odgłosy.. Ignorowała je jednaki i szła sobie powoli. Coś zahuczało i tuż nad jej głową przeleciała sowa. Jackie skuliła się i jęknęła. Po chwili uśmiechnęła się jednak. Lubiła dreszczyk emocji, a ten las wydawał się idealnym miejscem do szukania zaczepki. Wędrowała jeszcze kilka minut, aż doszła do malutkiej polanki. Nadal było ciemno, gdyż polanka miała baldachim z gałęzi drzew. Jackie usiadła i przypatrywała się drzewom przed nią. Las zdawał się tętnić własnym życiem. Co chwilę dostrzegała błyszczące, złote, pomarańczowe, zielone, a nawet czerwone ślepia, których właściciele przystawali i przyglądali jej się uważnie. Jej oczy również błyszczały i były widoczne, wiedziała to. Wszędzie słychać było koncert żab i świerszczy, pohukiwanie sów i piski nietoperzy. Co chwilę szelesty, warkot i wycie. Nagle jednak wszystko się urwało. Letnie powietrze gwałtownie zmieniło temperaturę. Polana zamarła, Jacklyn razem z nią. Po chwili wilczyca dostrzegła coś w krzakach. Było jasne i kształtu wilka. Nie była to materialna istota, gdyż szła swobodnie, przenikając przez drzewa i krzewy. Jackie wstała i zamurowało ją. Na polankę wszedł prawdziwy duch. Biła od niego jasna, oślepiająca poświata. Oczy miał puste, a sierść zakrwawioną srebrną krwią. Z szyi zwisała obroża z łańcucha. Zjawa przystanęła i zawiesiła swój pusty wzrok na Jackie. Wilczyca dostrzegła, że duch ma na sobie ślady po pułapce na zwierzęta, a między oczami widnieje śmiertelna rana. Istota zrobiła jeszcze kilka kroków w jej stronę. Mamrotała coś, a w Jackie obudził się w końcu instynkt. Odskoczyła i ruszyła przez las. Pędziła jak strzała. Nawet, gdy opuściła już las, nie zatrzymywała się. Jej instynkt wołał na całego w jej głowie: "JAK NAJDALEJ, JAK NAJDALEJ!". Nawet nie zauważyła, że skierowała się w stronę jaskini Gen'a. Samiec stał u jej wylotu, nie zdążył odskoczyć, nim zwaliła go z nóg. Zobaczyła tańczące kankana sarny i otrząsnęła się. Była zmęczona biegiem i wszystko ją bolała. Zobaczyła, że Gen już się pozbierał i podchodzi do niej. Szybko wstała.
- Przepraszam - jęknęła. 
<Gen, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz