wtorek, 26 lutego 2013

Od Windy Night. (spóźnione na konkurs. xD)

Trochę z opóźnieniem, ale Sophi wyraziła zgodę. To jest z mojej Watahy, pisane przez Sarcasmo, więc mam do tego 'uprawnienia', bo pomagałam. ^^ I pisze w jednej części, bo nie zdążę inaczej. xD


Niemożliwe...
Tego dnia słońce prażyło niemiłosiernie. W oddali słychać było szum potoku, pod sklepieniem nieba ptaki, niezrażone skwarem panującym na dworze, urządziły sobie koncert. Leżąca pod ogromnym dębem wilczyca ziewnęła przeciągle. Otworzyła oczy i leniwym, zaspanym wzrokiem ogarnęła otaczający ją krajobraz. 
Po raz kolejny miała ten sam sen - śliczna polana wypełniona słonecznym blaskiem, niewielka jaskinia i dwa maleńkie wilki beztrosko bawiące się wśród dzikich kwiatów. Nagle słychać strzał. Jeden z wilczków ucieka, drugi stoi bez ruchu, wlepiając przerażone ślepka w jakiś majaczący w oddali punkt. Niebo, dotąd błękitne, zostaje przysłonięte ciemnymi chmurami. Nastaje mrok. Po chwili słychać czyjeś kroki. Znów robi się jasno. Jeden z wilczków (ten, który wcześniej uciekał), rozgląda się dookoła. Znajduje się w jakimś lesie, sam. Zaczyna skowyczeć żałośnie. Ani śladu towarzysza jego zabaw! Przygnębiony, ze łzami w swych wilczych oczach, kładzie się pod pierwszym-lepszym krzewem i zasypia.
"Co to może oznaczać?" - zastanawia się wilczyca. "I kim są te maluchy? Wydają się dziwnie znajome, rzecz można - bliskie. Ale to niemożliwe. Nigdy nie miałam nikogo bliskiego."
W tej samej chwili, obok potoku, wyłoniła się inna wilczyca. Pochyliwszy się nad strumieniem ujrzała swe odbicie i mimowolnie uśmiechnęła się. Powodem jej zadowolenia były wspomnienia wywołane przez brązowy niczym ziemia znaczek wyrysowany tuż obok oka. Symbol ten przypominał jej o przeszłości, kiedy to całymi dniami była pieszczona przez Poranną Zorzę - małą dziewczynkę z wioski indiańskiej, do której nasza wilczyca została przeniesiona jeszcze w okresie, kiedy była szczeniakiem. Nie pamiętała swych rodziców i szczerze wątpiła w to, że kiedykolwiek ich miała. Jedyną rzeczą, która przypominała jej przeszłość sprzed zadomowienia się w wiosce, był sen - burzliwy, pełen strzałów, krzyków, krwi i łez. Widziała w nim również małego wilczka, nie wiedziała jednak, kim mógł być. Od czasu, gdy opuściła swój dom (za który uważała ową indiańską wioskę), sen nasilił się, stał się bardziej wyrazisty. Windy Night, bo tak została nazwana, oderwała swój wzrok od odbicia w wodzie i ruszyła dalej, w stronę drzewa, pod którym wypoczywała wcześniej opisywana wilczyca. Ta natomiast, już z daleka ujrzawszy zbliżającego się intruza, pozostała w bezruchu, przyglądając się kpiącym wzrokiem beztrosko spacerującej Windy Night. W pewnym momencie windy również spostrzegła, że nie jest sama. Niepewnym krokiem zbliżyła się do drzewa. Obserwująca ją wilczyca nawet nie drgnęła, udając, że śpi. Miała nadzieję, że stojąca opodal samica w końcu odejdzie. Myliła się. Windy Night nie zamierzała odejść. Z ciekawością przyglądała się leżącej wilczycy.
- Długo jeszcze będziesz tutaj stała? - syknęła rozdrażniona wilczyca nawet nie patrząc na swoja obserwatorkę. 
Windy Night aż podskoczyła.
- Przepraszam, ja tylko... - zaczęła niepewnie.
- Ty tylko co? - zapytała drwiąco, unosząc powieki i powoli wstając. Spojrzała na stojącą opodal Windy Night i zamarła...



"Więc to jednak Ty!"

- Nie, to nie może być prawdą... - wilczyca przerwała panującą od dłuższej chwili ciszę. Widząc jednak niepewność malującą się na mordce Windy Night, zaczynała wątpić w swoje słowa.
- Więc... Więc to jednak Ty! Ty istniejesz! Nie jesteś wytworem mojej wyobraźni... Ale... Skoro tak, to kim tak naprawdę jesteś...? - Windy powoli dochodziła do siebie.
Okazało się bowiem, że wilczyce ujrzały wilczki ze swych snów, w wersji dorosłej, rzecz jasna. Stały naprzeciwko siebie, nie wiedząc, co mówić, o co pytać, co robić..
- Ja... Ja nie wiem, kim jestem... - westchnęła wreszcie wilczyca. - Od kiedy pamiętam, zawsze byłam sama. I wiesz co? Dobrze mi z tym! Niepotrzebnie tu przylazłaś! - dodała, mrużąc złowrogo ślepia.
- Nic dziwnego, że byłaś samotna. Raczej nie zachęcasz do zbliżania się do Ciebie. - fuknęła dumnie Windy Night, nie ruszając się nawet na krok z miejsca, w którym stała.
- Doprawdy? Nigdy bym się tego sama nie domyśliła... - odparła ironicznym tonem.
- Twój... sarkazm odpycha. Powinnaś nazywać się Sarcasmo, tak Indianie nazywali jedną ze swoich. Była podła i krytyczna, zupełnie jak Ty! - wrzasnęła Windy Night i odwróciła się tyłem. Chciała już odejść.
- Chwileczkę... - niemal szepnęła wilczyca. - Jeszcze nikt nigdy nie nadał mi imienia, nikt nie rozmawiał ze mną w taki sposób... Wszyscy zazwyczaj odchodzą od razu...
Coś w niej pękło. Przyglądała się Windy Night, która zwróciła wzrok w jej stronę. Z jej oczu zniknęła kpina. Uświadomiła sobie, że oto ma przed sobą kogoś bliskiego. Serce, zawsze zimne i okrutne, poczuło coś, czego nie czuło nigdy - przywiązanie. I tą dziwną bliskość, której nigdy nie zaznała.
- Naprawdę nigdy nie otrzymałaś imienia? - zapytała zdziwiona Windy.
Wilczyca pokręciła powoli głową.
- I nigdy nie miałaś nikogo bliskiego? - dopytywała dalej.
- Nie... - odparła, jak nieprzytomna.
- Więc może... Może mogłabym...nadać Ci...imię... Nie chce zwracać się do Ciebie tak...bezosobowo...
Wilczyca spojrzała w oczy Windy Night.
- Już to zrobiłaś. Nazwałaś mnie Sarcasmo. - uśmiechnęła się, unosząc w górę jeden kącik ust, tworząc tym kpiący wyraz swej mordki.
- I chyba trafiłam w sedno. - zaśmiała się Windy Night, zbliżając się niepewnie do swej nowej towarzyszki.
- Może ruszyłabyś się? Nie chcę, żebyś uznała mnie za niegościnną wilczycę, która każe Ci stać w ten skwar na słońcu. Pod dębem mam mnóstwo miejsca. - odparła Sarcasmo i usiadła w cieniu.
Windy Night zajęła miejsce obok niej i obie zaczęły wpatrywać się w niebo.
- Myślę, że musiałyśmy być w przeszłości dla siebie bardzo bliskie. Może nasi rodzice przyjaźnili się? Może należeli do jednej watahy? - rozmyślała na głos Windy.
W tym momencie Sarcasmo poderwała się szybko z miejsca.
- Wiem, jak to sprawdzić! - krzyknęła. - Chodź za mną!
Wilczyce ruszyły w stronę oddalonego kilkaset metrów, zacienionego miejsca, z którego słychać było szum płynącej wody...



"Mów mi - siostro..."


 Dobiegłszy na miejsce wilczycom ukazał się niewielki strumyk, na pierwszy rzut oka niepozorny, biegnący wyznaczonym korytem, cichy, niczym niezmącony. Windy Night przyglądała się w milczeniu Sarcasmo, w końcu jednak nie wytrzymała panującej ciszy.
- Dlaczego przybiegłyśmy akurat tutaj? - zapytała.
W tym samym czasie Sarcasmo pochyliła się nad wodą i przyglądała się jej uważnie, jakby czegoś szukała w  zielonkawej tafli. Po chwili podniosła wzrok.
- To Strumyk Prawdy. Możemy znaleźć w nim odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
- Zaraz, zaraz... To strumyk jest wyrocznią? - Windy Night spojrzała na swoją towarzyszkę niedowierzającym wzrokiem, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem. - Wybacz, ale jeszcze nigdy nie słyszałam większej bzdury!
Sarcasmo nie słuchała jej wcale. Z kamiennym wyrazem mordki wpatrywała się w wodę. Nagle naokoło pociemniało. Windy Night podskoczyła wystraszona i podbiegła bliżej wilczycy. Sarcasmo uśmiechnęła się kpiąco.
- Cóż, niemożliwe, żeby największa bzdura aż tak Cię przestraszyła...
Windy Night patrzyła przerażonym wzrokiem na wszystkie strony, nie wiedząc, co się dzieje. Wtedy strumyk zmienił odcień z ciemnozielonego na błękitny, zatrzymał swój bieg i przypominał raczej taflę lustra niż wodę. Sarcasmo, wpatrując się w swoje odbicie, kiwnęła głową w stronę Windy.
- Podejdź tutaj, inaczej nie otrzymamy odpowiedzi.
Windy Night szybkim krokiem podeszła do towarzyszki i, nadal przerażona, spojrzała w kierunku, w którym patrzyła druga wilczyca. Wtem ich odbicia zaczęły się zamazywać, stawały się coraz bardziej niewyraźne, coraz mniejsze, coraz bardziej przypominały... wilczki ze snów! Obie wilczyce otworzyły szeroko oczy, nie przestały jednak wpatrywać się w to, co działo się w odbiciu. Żadna z nich nie przemówiła.
Tymczasem wilczki z odbicia biegały beztrosko po łące, opodal jaskini, w której odpoczywały dwa dorosłe wilki - samiec i samica. Sądząc po ich wyglądzie, byli przywódcami jakiejś ważnej watahy, nosili bowiem na szyjach amulety przypominające półksiężyce. Nagle na polanę wkroczyli ludzie wyposażeni w strzelby i niebezpiecznie zaczęli zbliżać się do przebywających tam wilków. Wilczyca leżąca w jaskini krzyknęła tylko przerażonym głosem: "Dzieci, uciekajcie czym prędzej!", po czym ruszyła wraz ze swym partnerem w stronę nadchodzących kłusowników. Wyglądało na to, że próbowali odciągnąć uwagę od młodych. Wilczek, który był doskonałą kopią Sarcasmo zaczął uciekać w stronę lasu. Odwróciwszy się ujrzał, że jego towarzysz, mała Windy, przygląda się walce, jaka rozpętała się pomiędzy ludźmi a wilkami. Ze wszystkich stron słychać było strzały, ujadanie, wycie i głosy napastników.
- No chodź, nie słyszałaś, co mówiła mama?! Uciekajmy! - krzyknął biegnący do lasu wilczek. Jednak drugi szczeniak nie słyszał tego. Był bardzo przerażony. Wkrótce zniknął z oczu swojemu uciekającemu towarzyszowi. Mała Sarcasmo ukryła się w lesie. Wkrótce po tym ucichły odgłosy walki. Nie słychać było wycia wilków. Przestraszone szczenię ułożyło się pod niewielkim krzewem i płacząc, usnęło, wykończone przygodą, którą dane mu było przeżyć.
Drugi wilczek został na polanie do końca. Widział, jak ludzie wynoszą ciała obojga dorosłych wilków, słyszał, jak głośno się śmieją.
- Mamo.... Tato.... - wyszeptało maleństwo, po czym zalało się rzewnymi łzami. Wróciwszy do jaskini, szczeniak położył się przy wejściu i westchnął głośno. Wtedy przypomniał sobie, że drugi wilczek gdzieś przepadł. Wstał i, rozglądając się naokoło, zaczął szukać swego towarzysza.
- Więc i Ty... I Ciebie mi odebrali... - załkał.
Nastała noc. Wiał mocny, południowy wiatr. Wielkimi krokami zbliżała się jesień. Nagle szczenię usłyszało, że ktoś się zbliża. Spojrzało w stronę wysokich traw i ujrzało tam niewielkie poruszenie.
- Wróciłaś! - krzyknęło radośnie i pobiegło w stronę, z której słychać było drobne kroczki. Wtem ujrzało, że zmierza wprost w wyciągnięte ramiona małego człowieka.
- Mój wilcuś, mój! Jus Ciem nie oddam! Mamuś, spójs, znalazłam małego wilcka! - krzyknęło radośnie dziecko i zaniosło szczenię prosto do indiańskiej wioski.
Widząc to, Windy Night powoli zaczęła przypominać sobie wydarzenia tamtego felernego dnia. Łzy, tak długo wstrzymywane, same popłynęły jej z oczu.
Tymczasem w odbiciu ukazała się owa wioska indiańska. Zamieszkujące ją plemię przygarnęło wilczka, nadając mu imię Windy Night.
- Już dawno nie było tak wietrznej nocy, to imię w zupełności do Ciebie pasuje, w końcu to właśnie dziś do nas trafiłaś, maleńka. - odparła starsza Indianka, otulając szczenię kocem i podtykając mu pod nos butelkę z ciepłym mlekiem.
Obraz w odbiciu zaczął być niewyraźny. Nurt rzeki powoli ruszał, kolor znów stawał się zielony. Po chwili wszystko było jak dawniej, jak gdyby nic się tu przed chwilą nie wydarzyło. Mrok dookoła pojaśniał, świat na nowo zalało światło słoneczne. Wilczyce stały bez ruchu obok siebie.
- Czy to możliwe? - odparła Sarcasmo, nieco zbita z tropu.
- My...myślę, że tak. Pamiętam Cię. Pamiętam wszystkie nasze zabawy, pamiętam naszych rodziców. Pamiętam... - urwała, gdyż jej głos niebezpiecznie się załamał.
- Tak, ja też pamiętam. Tyle lat... Myślałam, że straciłam wszystkich, że zostałam sama... Stąd mój chłód, moja niechęć do innych... Winiłam cały świat za utratę mojej rodziny... Teraz... Teraz widzę wszystko wyraźnie... Teraz rozumiem mój sen... Dręczył mnie od kiedy tylko pamiętam, a ja... Ja nie wiedziałam, o co chodziło... - powiedziała Sarcasmo, urywając co chwilę zdania. Stały tak jeszcze chwilę.
- Cóż, więc mów mi siostro.... - szepnęła Windy Night i spojrzała w ślepia towarzyszki.



 "Znów ją straciłam..."

 Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące... Wataha w zadziwiającym tempie powiększała się o coraz to nowych członków. Tworzyły się pary, rodziły się szczenięta. Wszystko było na jak najlepszej drodze. Niestety życie to nie bajka, nawet wśród wilków. Sielankę przerwał Dragon. Nadbiegł zdyszany od strony strumienia.
- Oni... oni tu idą! - wykrzyknął już z daleka.
- Kto? - zapytała spokojnie Windy, odwracając powoli głowę w stronę nadchodzącego szpiega.
- Ludzie!... Są prawie na polanie... Mają... Mają strzelby!
Windy nie czekała ani chwili dłużej. Biegnąc w stronę nadchodzących kłusowników zgarnęła po drodze Sarcasmo, która jak zwykle przekomarzała się z jedną z wilczyc - Adventure. Zmierzając do strumienia wyjaśniła jej pokrótce dokąd biegną i dlaczego. Przybywszy na miejsce ujrzały rozstawionych na całej szerokości polany ludzi. Każdy z nich trzymał w ręce broń. Obie wilczyce skryły się w wysokiej trawie i obserwowały dalszy przebieg wydarzeń. Kłusownicy tymczasem ciągle się zbliżali. Byli w końcu tak blisko, że Windy i Sarcasmo nie mogły dłużej zwlekać. Wyskoczyły z ukrycia, warcząc i szczerząc kły. Z początku przestraszyły intruzów, jednak po chwili jeden z nich uśmiechnął się chytrze i uniósł w górę broń, celując w nieświadomą niczego Windy Night. W ostatniej chwili zauważyła to stojąca opodal Sarcasmo.
- Windy! - krzyknęła rozpaczliwie i ruszyła w stronę swej siostry. Mocnym uderzeniem odepchnęła wilczycę na bok. Windy, zdezorientowana, potoczyła się parę metrów. W tym momencie kłusownik wystrzelił. Sarcasmo nie zdążyła odskoczyć, kula przeszyła jej bok na wylot. Upadając, zawyła głośno z bólu. Windy stała jak wryta, nie wiedząc co tak naprawdę się wydarzyło. W pewnej chwili jej oczy pociemniały. Zwróciła się w stronę ludzi. Z jej gardła wydobył się potężny ryk. Z szybkością dźwięku ruszyła w miejsce, gdzie stała grupka ludzi. Rzuciła się na jednego z nich - tego, który przed chwilą postrzelił Sarcasmo - i przewróciła go na ziemię. Jego towarzysze zaczęli uciekać przerażeni, nigdy bowiem nie widzieli takiego zjawiska. Windy stała nad swoją ofiarą, ciężko zipiąc. W pewnej chwili człowiek podniósł się i zaczął prędko uciekać. Windy odprowadziła go wzrokiem. Usłyszała skowyt leżącej opodal Sarcasmo. Jednym susem znalazła się przy swojej siostrze.
- Mała... Trzymaj się... Bądź silna... Wiem, że dasz radę, w końcu jesteś Sarcasmo... - mówiła szeptem. Z jej oczu kapały łzy.
Sarcasmo leżała na boku, z trudem łapiąc oddech. Z rany sączyła się obficie krew, zabarwiając jej rude futerko na kolor dojrzałego wina. Przymykając powieki, zwróciła się w stronę Windy.
- Odejdź... Idź... Idź do watahy... Oni Cię teraz potrzebują... Zostaw.. Zostaw mnie samą... - powiedziała przerywanym, zachrypniętym głosem. Jej łeb opadł bezradnie na ziemię. Oczy zamknęły się na wieki...
- Sarcasmo! - krzyknęła zrozpaczonym głosem Windy i załkała głośno. Wtuliła się w zastygłe w bezruchu ciało swej siostry i płakała. Stała tak bardzo długo. W końcu podniosła się i pobiegła w stronę watahy, nie oglądając się ani razu za siebie. Z jej oczu ciągle płynęły łzy. Kiedy dobiegła pod Tajemniczy Dąb ujrzała całe stado. Wszyscy, bez wyjątku, oczekiwali powrotu wilczyc. Gdy dostrzegli wracającą samotnie Windy, spuścili łby. Z niejednych oczu popłynęły łzy. Wiedzieli, co się stało...
Wieczorem w watasze wciąż panował nastrój zadumy. Nawet szczenięta rozumiały, co się stało. Zaprzestały zabaw, siedziały wraz z dorosłymi wilkami wokół leżącej, załamanej Windy.
- Znów ją straciłam, tym razem na zawsze... - załkała Samica Alfa i spuściła głowę. Wtedy wszystkie wilki wstały, zwróciły się w stronę polany, na której wciąż spoczywało ciało Sarcasmo i zawyły, oddając hołd wilczycy, która poświęciła własne życie, by ratować watahę. Stała się ich bohaterem, i choć nikt o tym nie wspominał - każdy w tej chwili uważał ją za świętą, za kogoś, z kogo należy brać przykład. Windy, słysząc ten gest uwielbienia, który nigdy nie był oddany jeszcze żadnemu wilkowi, zemdlała...



Cuda się zdarzają.

Nadeszła zima, a wraz z nią długo wyczekiwane święta. Każdy wilk wyczuwał w powietrzu bożonarodzeniowy klimat. Cała wataha została zaangażowana w przygotowania do zbliżającej się wigilii. Windy stała na niewielkim wzniesieniu, nadzorując zawieszanie ozdób na pobliskim świerku. Nagle z oddali dobiegło ją wycie wilka. Samica Alfa nastawiła uszu. Dobrze stała ten ton głosu. Mimowolnie podkuliła ogon i posmutniała. "Znów to dziwne przesłyszenie... To pewnie z tęsknoty wciąż wydaje mi się, że słyszę..."
- Sarcasmo! - krzyknął Shade, przerywając myśli Windy. Wilczyca odwróciła się powoli w stronę, z której dobiegał głos jej partnera. Z początku nie wierzyła w to, co ujrzała.
- To niemożliwe... - powiedziała niemal bezgłośnie. Ze zdumieniem wymalowanym na pyszczku przyglądała się idącej w jej kierunku Sarcasmo.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. Zamknij paszczę, bo połkniesz muchę. - fuknęła Sarcasmo, siadając obok swej siostry. Windy szeroko otwartymi oczami przyglądała się jej jeszcze przez chwilę, po czym rzuciła się na wilczycę i zaczęła ją tulić.
- Sarcasmo, to naprawdę Ty! - wykrzyknęła radośnie. - Więc jednak cuda się zdarzają!
- Tak tak, to ja, we własnej osobie. - odparła wilczyca, jednocześnie próbując wyrwać się z objęć swej siostry. - Zdaję sobie sprawę, że oczekiwaliście raczej Świętego Mikołaja, ale z dwojga złego... - nie zdążyła jednak dokończyć - cała wataha skoczyła w jej stronę przytulając ją, liżąc po pyszczku, przyglądając się jej z niedowierzaniem i radością. Zewsząd padały wciąż pytania:
- Jak to możliwe...? - Gdzie się podziewałaś...? - Na pewno nie jesteś duchem?!
- Spokojnie, wszystko opowiem Wam wieczorem. A teraz, zdaje się, powinniście zająć się przerwaną pracą. No już, do roboty, raz raz raz! - zakomenderowała Sarcasmo. Wszystkie wilki zaśmiały się i poszły dalej przygotowywać Wilczą Ziemię do świąt.
- Nic się nie zmieniłaś. - powiedziała cicho Windy Night, uśmiechając się.
- Myślałaś, że wrócę tutaj potulna jak baranek? Po moim trupie! - odparła Sarcasmo, szczerząc w uśmiechu kły. Samica Alfa nic nie odpowiedziała. Wtuliła się w sierść swej siostry.
- Stęskniłam się za Tobą. - wymruczała.
Wieczorem, kiedy polana była już udekorowana, cała wataha zasiadła naokoło Sarcasmo, która zaczęła swą opowieść.
- Wiem, że mnie już uśmierciliście, zapewne miałam odprawiony także pogrzeb. Niestety nadal żyję. Zbyt wiele nie pamiętam z dnia, w którym zostałam brutalnie postrzelona. Nie mam też pojęcia, jak długo leżałam w trawie i co by się ze mną stało, gdyby nie Liam. Pewnie zastanawiacie się, kim on jest. Już wyjaśniam - to człowiek. Wbrew pozorom te istoty mają serce, które okazują zwierzętom. Mieszka on samotnie w starej chacie. Kiedy się ocknęłam, leżałam przy kominku a mój opiekun stawiał obok mnie miskę gorącego mleka. Na boku miałam założony opatrunek. Chciałam go zaatakować, ale kiedy próbowałam się podnieść przeszył mnie tak ostry ból, że znów opadłam na ziemię. Nie miałam siły się poruszać. Z przykrością stwierdziłam też, że nie pamiętam jak się nazywam ani skąd pochodzę. Nic, kompletna pustka - tak jakby ktoś wykasował mi całą pamięć. Strasznie się załamałam. Z dnia na dzień czułam się coraz lepiej. Powoli przyzwyczaiłam się do obecności Liama. Był taki moment, że uznałam go za moją całą rodzinę. Polubiłam go, naprawdę. I pewnie zostałabym z nim na zawsze, gdyby nie pewna rozmowa Liama z jednym z leśniczych. Posprzeczali się o coś. W pewnej chwili Liam rzekł: "Nienawidzę, gdy wciąż nadużywasz sarkazmu". Poczułam ukłucie w sercu. Nagle wszystko sobie przypomniałam. Przed oczami zaczęły przewijać się kadry z całego mojego życia - od spotkania Windy aż po dzień felernej walki. Łzy napłynęły mi do oczu. Tak bardzo za Wami zatęskniłam! Tego samego dnia wieczorem, kiedy wyszłam z Liamem na spacer, stanęłam na skraju polany i zwróciłam wzrok w stronę naszego stada. Mój opiekun domyślił się wszystkiego. Powiedział tylko: "Biegnij, mała. Na pewno od dawna Cię tam oczekują"... Z piskiem rzuciłam się w objęcia Liama, po czym pędem ruszyłam do Was. Niestety drogę utrudniał mi wciąż padający śnieg. Nieraz zgubiłam trop, zakopałam się w zaspie... W końcu jednak dotarłam. - zakończyła Sarcasmo i uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Spojrzała na zgromadzone wilki. Każdemu, bez wyjątku, zaszkliły się oczy.
Kiedy wszyscy już zasnęli, Sarcasmo podniosła się ze swojego miejsca i usiadła pod Tajemniczym Dębem. Windy również nie spała, jednak nie poruszyła się. Udając sen, obserwowała spod wpółprzymkniętych powiek swoją siostrę. Ta uniosła wzrok w górę. Niebo było tej nocy przejrzyście czyste. Sarcasmo odnalazła najjaśniejszą z gwiazd. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Bałam się, że ich straciłam... - wyszeptała. Windy uśmiechnęła się lekko, słysząc słowa wilczycy. Tymczasem Sarcasmo wróciła na swoje miejsce i zasnęła.


Pisane to było rozdziałami, a główną bohaterką jest moja prawdziwa bohaterka, którą podziwiam... Moja Siostra Sarcasmo... Wiem, że wy jej nienawidzicie, za to, co się stało, ale ja ją kocham, szanuję i nie wiem, co bym bez niej zrobiła.. Sarcasmo, jeśli to przeczytałaś, wiedz, że to prawda i piszę te słowa od serca... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz