sobota, 19 stycznia 2013

Nowy wilk: Win Rafaello!

 
Pewnego dnia szukałem Szarotki alpejskiej. Ta roślina ma niezwykle właściwości, dzięki którym można się pozbyć nawet największego bulu brzucha! Co więcej, hartuje przed nim, a także przeziębieniem! Ale niestety, nigdzie, od dwóch dni ich nie znalazłem. Byłem w lesie, gdy nagle usłyszałem strzał! Pobiegłem w stronę odgłosu. Dotarłem do brzegu łąki. Na jej środku stał człowiek ze strzebą i śmiał się nad martwym, czarnym jak smoła wilkiem. Był cały brudny we krwii. Schowałem się za drzewem. Nagle poczułem zapach. Zamknąłem oczy i skierowałem nos w stronę źródła zapachu i otworzyłem oczy. To była Szarotka Alpejska! Ale... Była obok myśliwego. Na łące były rożne krzaki, więc się za nimi chowałem, coraz bardziej zbliżając się do rośliny. Gdy byłem już najbliżej, jak się dało roślinki, zobaczyłem że było ich tyle, że starczyło mi ich na miesiąc codziennego leczenia chorych! Ale wciąż byłem 0,5 metra od mojego celu. Już miałem szybko po nie skoczyć, gdy nagle usłyszałem niesłyszalne dla człowieka warczenie. Rozejzałem się i zobaczyłem, że za myśliwym zyskuje się do skoku na niego najwspanialsza wilczyca na świecie! Po prostu Eros mnie strzelił swoją strzałą miłości! Jej oczy były pełne gniewu izawiści do ludzi, a piękna, pływa sierść gładko spływała po jej ciele. Była piękna! Nagle zaczęła głośno warczeć i skoczyła na człowieka. Niestety, człek ten, odwrócił się i strzelił prosto w serce wilczycy. Poszkodowana jeknęła z bólu i upadła z hukiem na ziemię. Miałem tego dosyć! Jak można skrzywdzić tak piękną i delikatną istotę! Pociemnialo mi w oczach, ruszyłem ruszyłem pędem na człowieka i go przypłaszczyłem do ziemi. Ryknąłem mu do ucha, a on zapominając o strzelbie zwiał. Znów zrobiło się jasno i zobaczyłem ranną wilczycę. Z jej boku ciekła jej krew. Ciężko oddychała. Pobiegłem do niej i wyjąłem z mojej torby kawałek akóry karibu bez futra, oraz wyciąg z pokrzywy. Skropiłem płynem skórę i zacząłem tankować krew. Nie było łatwo,całe się udało. Potem do wyciągu dodałem trochę pyłkiem z tulipana. Tak oto powstał środek dezynfekujący. Obmyłem sobie nim ręce, polałem ranę, a środek zaczął się pienić. To dobry znak. "Nie wszystko stracone" pomyślałem. Wyjąłem kulę z rany. Nie była zakrwawiona. To też dobry znak. Wyjąłem igłę z zajęciem kości, oraz nitkę, którą znalazłem kiedyś w lesie. Jeszcze raz odkaziłem ranę i zacząłem zszywać. Gdy skończyłem, znów odkaziłem, odlałem trochę do innej buteleczki i dodałem do niej płatki rumianku. Zatrząsłem buteleczką, a ona zaczęła się pienić. O to chodziło! Szybko polałem zszyte miejsce ów miksturą, rozsmarowałem ją i dodałem utartych w moździerzu pręcików orchideii. Piana ztwardniała i powstał opatrunek. Zabandażowałem jej tółw bandażem, który znalazłem i ociśkciłem rok temu. Mam tylko cztery, po ich użyciu każdy piorę w rzece. Tak, czy siak, zrobiłem to, ponieważ piana nie była przygotowana do ciała. Spakowałem wszystko i wziąłem wilczycę naplecy. Powoli poszedłem do domu, oczywiście zabierając ze sobą strzelbę. Muszę ją zanieść leśniczowemu. Gdy dotarłem do jaskini położyłem wilczycę na grubym legowisku z liści i przykryłem ją dużą warstwą zwierzęcych futro ze zwierząt, które upolowałem. Moja jaskinia mieści się na środku kwiatowej łąki. Łąką wygląda tak:

http://z4.frix.pl/frix187/487619ef000bb4634d8e1d0b/natura%20łąki.jpg

Jaskinia jest mała, ale ciepła i jasna. Przy ścianach jest mnóstwo regałów z książkami i eliksirami. Minęły dwa dni od wypadku, a wilczyca wciąż się nie budziła. Już traciłem nadzieję, gdy nagle sobie przypomniałam- podczas odkażania cały czas drga! No tak! Jeśli będzie mieć jaknajwięcej bodźców, tym szybciej się wybudzi! Codzienne odkażanie nie pomagało, więc zacząłem ciągnąć ją za ogon. Po dwóch dniach, gdy wróciłem z polowania- obudziła się. Najpierw się kręciła, więc obok niej usiadłem. Potem powoli otworzyła oczy i usiadła. Od początku była przytomna. Wystraszyła się i watcząc, spytała się:
- Kim jesteś?!
- Jestem tym, który Cie uratował przed wykrawieniem się.
- Skąd mam Ci wierzyć?! -spytała wciąż warcząc. Podniosłem się i poszedłem do regału po środek odkarzający. To ten, którym odkaziłem jej ranę po raz pierwszy. Podszedłem do niej i powiedziałem:
- Daj łapę.
- Nie!
- Daj łapę.
- Dlaczego?!
- Udowodnię Ci, że to ja Cię uratowałem.- wilczyca powoli podała mi łapę. Powoli pokropiłemją płynem, a ona szybko ją zabrała.
- Teraz wierzysz?
- Chcę jeszcze jeden dowód.
- Dobrze.- uśmiechnąłem się i odłożyłem flakonik. Podałam jej kulę, którą z niej wyjąłem.
- Dobra, teraz Ci wierzę. Dziękuję Ci za uratowanie życia. I bardzo przepraszam...
- Nic nie szkodzi. Jestem Win Rafaello, a ty?
- Jestem Windy Night. -nagle dał się słychać huk. Windy i ja podskoczyliśmy. Okazało się, że to moje jajko spadło na podłogę. Mijały dni, i w końcu, gdy zdjąłem jej opatrunek, poszliśmy wspólnie na polowanie. Wróciliśmy najedzeni i od razu zasnęliśmy. Następnego dnia Windy zawołała:
- Wracam do domu!
- Jak to? Ale wtedy zostanę sam!
- To możesz ze mną pójść!
- Co?! Nie pójdę! Tu jest mój dom!
- No to trudno! Zostaniesz sam! - i wyszła. Wróciła wieczorem. Bez słowa spakowała zapasy i zasnęła. Ale przed snem szybko powiedziała:
- Idę jutro. O świcie. -myślałem do późna, czy pójść, czy nie. Zasnąłem. Gdy się obudziłem, nie było jej. Pozwoliłem odejść mojej miłości! Szybko poszedłem spakować podstawowe leki i zapasy mięsa. Oczywiście moje jajko też! Wyszedłem na najwyższe wzgórze i krzyczałem:
- Windy! Windy! Windy! Windy! - na marne. Postanowiłem iść dalej. Dotarłem do źródełka, była gęsta mgła, ale ktoś tam był... Podbiegłem. To była Windy!
- Windy! To ty?
- Tak, to ja. Co tu robisz?
- Idę z Tobą. Chcę zamieszkać z Tobą w watasze.
- Naprawdę?!
- Tak. Nie mogę bez Ciebie żyć!- Windy się zarumieniła. Szliśmy do watahy. Po czterech dniach Windy powiedziała:
- Jesteśmy na miejscu! - nagle na przeciwko wyszła nam wilczyca. Windy zawołała:
- Sophi! Tak się stęskniłam! - przytuliła się do wilczycy, a ona po powitaniu zapytała:

< O co się zapytałaś, Sophi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz