Od pewnego czasu wszyscy mnie unikali. Gdy mnie zauważyli, uciekali. I nigdzie nie mogę znaleźć Windy. Martwiłem się o nią. Albowiem kocham ją, ale o tym nie wie. Pewnego dnia wreszcie ją zauważyłem. Nad wodospadem... Szła z innym wilkiem. Był to wielki basior. Podszedłem bliżej i zacząłem rozmowę:
- Witaj, Windy! Czemu nigdzie Cię nie było? Szukałem Cię!
- Win... Ja... Ja zostałam porwana... Przez Wilki Cienia...
- Co?! Czemu nikt mi nie powiedział?!
- Bo jesteś nowy, a tak przy okazji, jestem Nevado, chłopak Windy. a ty, to kto?- zapytał trochę ironicznie ów "Nevado".
- Jestem.... Win... Jesteś jej... Chłopakiem?
- Tak, a bo co?- nastroszył się basior. Polizał Wndy, a ona to odwzajemniła. Kochali się, i to bardzo. To był cios w serce. Kocham Windy od pierwszego spojrzenia! A w nim było coś niepokojącego... Bałem się... Ale to pewnie zazdrość... Przez moją głupotę ne wyznałem Windy uczucia! Chciałem się rozpłakać. Szybko powedziałem:
- Wiesz... Ja muszę... Już iść... - pobiegłem w las. Biegłem i biegłem. Chciałem jak najdalej uciec od tej watahy. Zamknąłem oczy i biegłem. Oczy szczypały mnie od łez. Nagle w coś uderzyłem. Mój pysk zdrętwiał. Otworzyłem swe ślepia i zobaczyłem ogromną, kamienną ścianę. Nagle do mojego nosa doleciał zapach wody i roślin. Zacząłem podążać wzdłuż ściany, aż natknąłem się na krzaki. Zacząłem się przez nie przedzierać. Czołgałem się i męczyłem po krótkim czasie dotarłem na malutką polanę. Od góry zasłonięta koronami drzew, niewidoczna od góry, a po bokach otoczona kamiennym murem. Na przeciwko wejścia, pod ów kamienną ścianą rosła kępa krzaków i porostów. Były to różnego rodzaju owoce leśne. Mnóstwo różnych aromatycznych ziół, oraz zielona trawa wiecznie była nasiąknięta rosą. Cały czas panowała tam ciepła temperatura, ale jednak nie gorąca. Po środku było malutkie jeziorko. Obok niego różne kamienie i jeden,wielki dąb. Można by tam się kąpać, bowiem sno jeziora wyłożone jest kamieniami. Woda była wspaniała! Przeźroczysta i orzeźwiająca... Z boku było coś jeszcze... To wejście do jamy! Miała dosyć duże wejście, a w środku jeden duży tak jakby "pokój". Po lewej stronie znajdowało się wejście do mniejszego "pokoiku", a po prawej wejście do większej. W pokoiku po lewej był kamienny stół i dużo kamiennych półek.
*wspaniałe laboratorium* pomyślałem. Wszedłem do prawego pokoiku i pomyślałem: *wspaniała sypialnia dla mnie i Windy... Ale ona jest z Nevado* otrząsnąłem się i poszedłem nazbierać dużych, suchych liści na wyściółkę do prawego pokoiku. W normę było jasno i pogodnie. Wkrótce prawy pokoik był wyścielony grubą warstwą suchej ściółki. *mój nowy dom...* uśmiechnąłem się do siebie. Znajdował się na terenie watahy, ale nikt tam nie zaglądał. Poszedłem spać. Po dwóch dniach w nowym domu postanowiłem wrócić do domu. Czekała tam na mnie Sophi.
- Gdzie byłeś!?
- Zgubiłem się...
- Acha, sorry.
- Spohi...
- Tak?
- Nevado i Windy się kochają?
- Tak, i to bardzo!
- Acha... Sophi...
- Tak?
- Windy została porwana?
- Tak, a bo co?
- Porywacze zostawili listy?
- Tak.
- Mogę je wziąść?
- Dobra... - trochę zdziwiona Sophi dała mi paczuszkę. Były w niej listy od Porywacze, pióro Windy, a także flakonik z jej krwią, łzami i futerkiem. Zabraliśmy to wszystko i pobiegłem do mojego nowego domu. W ciągu tamtych dwóch dni przeniosłem moje rzeczy z mojego domku na łące do pokoiku z kamiennymi półkami i stołem. Nie było łatwo, ale się udało. Wszystko wlałem do miseczki i dodałem kilka składników. Wlałem do formy i zmieszałem ze srebrem. Wyryłem napis i powstał taki medalion:
Będę nosił jedną połówkę do końca życia. Kiedyś podaruję Windy drugą połówkę... Ale kiedy? Tego nie wie nikt...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz