Przechadzałam się po łące. Nie wiem czemu, ale tego dnia chciałam być na ,,odludziu". Jeszcze czułam się nieswojo po jednym dniu. Kiedy położyłam się na śniegu, moje ciało się odprężyło. Nagle moje struny głosowe zadrgały, głos się uwolnił a ja zaśpiewałam.
Po zaśpiewaniu uśmiechnęłam się i wolnym krokiem poszłam na tereny watahy. Nagle zza drzewa wyskoczyła Sophi.
- Beatrice, to było świetne! - krzyknęła i podbiegła do mnie.
- Tak myślisz? - spytałam cicho.
- No jasne. - uśmiechnęła się. - Chodź do watahy.
Odkryłam w sobie swój talent. Już chyba nigdy nie przestanę śpiewać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz